Zacznijmy od tzw. fun fact: otóż w całej Belgii są dwie restauracje z trzema gwiazdkami Michelin w tym żadna z nich nie znajduje się w jej stolicy. Krzywda oczywiście się nam nie dzieje, bo w Brukseli są za to trzy restauracje z dwoma gwiazdkami i jedną z nich postanowiłam ostatnio przetestować. Aby to zrobić musiałam udać się do lasu… Tak a dokładnie do Bois de la Cambre. I tu ich pierwszy as w rękawie: położenie, szczególnie teraz, kiedy liście zmieniają kolory. Szefem kuchni od 25 lat jest Pascal Devalkeneer a dodatkowo restauracja korzysta z własnego ogrodu, gdzie hoduje zioła.


Wybrałam się tam na lunch w środku tygodnia, gdzie można wybrać opcję menu, na co składają się trzy dania i pięć amuse-bouche. Od pierwszego kroku czułam się wyczekiwanym gościem, bo powitałby mnie aż dwie osoby a niebawem dołączyła do mnie pani sommelier.
I jak to w wyśmienitych restauracjach bywa jedzenie jest przede wszystkim lokalne i sezonowe podobnie jak i wina a wystrój wytwornie minimalistyczny.


Wybór wina
Poprosiłam panią sommelier o rekomendację i zaproponowała belgijskie wino Beau Marais – Le Lapin połączenie chardonnay z pinot blanc i pinot gris. Do lokalnego wina lokalne jedzenie, podoba mi się to i poprosiłam o kieliszek. Bardzo delikatne, świeże z owocowymi nutami leżakowane w drewnianej beczce barrique z dębu co oczywiście też pozytywnie wpływa na smak wina. Było to moje pierwsze spotkanie z belgijskim winem i od razu strzał w dziesiątkę.

Amuse-voucher nr 1
Ciasteczko z parmezanu z kremem pistacjowym. Genialne połączenie i szkoda, że tylko jedno.

Amuse – buche nr 2
Krem ziołowy z oliwą z estragonu

Liście z ogrodu przewiązane trawą na jeden kęs, które można było umoczyć w kremie z oliwą. Super!
Amuse – buche nr 3
Sałatka Cezar na liściu i ciasteczko z kawiorem z bakłażana.

Amuse – buche nr 4
Flan po japońsku
Czyli wariacja na temat hiszpańskiego deseru flan (pieczony krem z jajek i mleka) ale na słono z japońskimi smakami i z dodatkiem sosu sojowego i sezamu. Ciekawe!

Przystawka
Cappuccino z mulami

Idealne ugotowane i obrane już mule w delikatnie spienionym śmietankowym sosie z przyprawami.
Po godzinie delektowania się podano mi danie główne a był to gulasz wołowy z sosem i grzybami i owocami lasu z kuleczkami ziemniaków.

Amuse bouche nr 5

Kremowa babeczka na mchu
Wyczułam tam smak orzecha
I wreszcie deser… Jako fanka prostych i suchych francuskich tart i deserów oraz polskiej szarlotki na ciepło trochę się zastanowiłam czy dam radę tej kuli kremu, ale okazało się że to była konstrukcja z trzema warstwami: ciastko czekoladowe, lody pralinkowe pod pierzynką z kremu przybrane karmelem i orzechami laskowymi. Ciekawa kombinacja choć moich preferencji deserowych raczej nie zmienię.

Całe doświadczenie oceniam celująco. Cudownym doświadczeniem są te 4 kolejne amuse-buche na początku, które zaostrzają apetyt a ten wiadomo rośnie w miarę jedzenia. Najbardziej przypadło mi do gustu ciasteczko z parmezanu z kremem pistacjowym i sałatka Cezar na liściu sałaty. Świetna była przystawka cappuccino z muli. Głównym plusem dania głównego była sezonowość.
Za całość zapłaciłam 114,5 euro i dawno tak rozsądnie nie wydałam pieniędzy.
Polecam wizytę a więcej szczegółów znajdziecie tu: www.lechaletdelaforet.be
